środa, 8 maja 2013

Section 1

Stalam oparta lokciami o parapet i patrzylam w nadchodzace burzowe chmury. Po kilku minutach czarne chmury calkowicie przyslonily niebio, niedawno przejrzyste i blekitne. Slonce czerwonymi promieniami na sile probowalo przebic sie przez grube obloki, jednak bez skutku. Porywisty wiatr zaczal szalac zmiatajac wszystko po drodze. Moim oczom ukazala sie starsza kobieta wojujaca sie z nieprzyjemnym wiatrem o czarna parasolke. Staruszka przegrala walke z nieokielznanym wiatrem i ten wyrwal jej parasol. Otulona grubym swetrem patrzylam dalej na rozpoczynajace sie szalenstwo na zewnatrz. Mialam w glowie metlik mysli. Lzy cisnely mi sie do oczu jednak skutecznie udalo mi sie je powstrzymac. Ostatnio zbyt duzo sie wydarzylo. Teraz stalam sama w mieszkaniu i zastanawialam sie nad sensem swojego istetnia. Na dworze rozpetala sie konkretna wichura a ciemne niebo co kilka sekund rozswietlay blyskawice. Nie przeszkadzala mi ta pogoda, a nawet mnie cieszyla. Cieszylo mnie to, ze nie tylko ja teraz jestem rozwscieczona. Pogoda idealnie wmieszala sie w moj smutek wmieszany z wsciekloscia. Zacisnelam rece wokol kubka z goraca herbata. Chwile jeszcze popatrzylam na blyskawice i zamknelam oczy wybuchajac placzem. I pomyslec, ze to wszystko przez to, ze sie przeprowadzilam tu, do Londynu. Cofnijmy sie o te kilka lat wstecz. Do samego poczatku:

Lanette Harryo Rockbell-Rose, tak naprawde w pelni brzmi moje imie i nazwisko, ja jednak preferuje Lana. Jestem brunetka o hebanowych wlosach i niebieskich, niczym szafir oczach, z Dublinu w Irlandii. Nie naleze do grupy brzydkich dziewczyn, raczej tych ladnych, powodzacym sie u plci przeciwnej. Blogoslawienstwo z innej strony jednak przeklenstwo. 1994 roku o godzinie 10:36 dnia 26 grudnia, urodzilam sie moim rodzicom: Jeremy'emu Rockbell i Deanndra'rze (chociaz woli Dea) Rose. Mam brata, Henry'ego, ktory jest starszy ode mnie o 6 lat. Mieszka obecnie w Memphis w Tennessee, wraz ze swoja zona Fabienne, gdzie pracuje w Gibson Guitar Corporation. Zajmuje się głównie budową gitar semi-akustycznych i realizacją zamówień Custom Shopu. Nie zrobili mnie jeszcze ciocia czego bardzo od nich oczekuje.
 Gdy mialam 6 lat przeprowadzilam sie do rodzinnego miasta mojego taty, Doncaster, gdzie uczezczalam do Hill House School. Srednie wykrzstalcenie skonczylam w St Swithun's School w Winchester w hrabstwie Hampshire.
Ten rok zaczynalam studiami. Ah juz studiami na WLC w Londynie na wydziale Fashion Designer. Wybralam ten kierunek, poniewaz zawsze interesowala mnie moda i wszystko co zwiazane z ubraniami. Rodzice byli pewni, ze pojde na psychologie, jednak nie ingerowali w moj wybor, a nawet mi w tym pomagali. Pierwsze co to zalatwilismy mi mieszkanie w domu jednorodzinnym w dzielnicy Mayfair, blisko uczelni, na Resembool Street. Mialam mieszkac tam z moja najlepsza przyjaciolka, Chaney Blackburn. Szatynka o 155 cm wzrostu, zielonych oczach z ktora zaprzyjaznilam sie zaraz po przeprowadzce do internatu w Hampshire. Mialysmy mieszkac tam same we dwie i jeszcze jedna dziewczyna. Spotkalysmy sie z nia raz, napisala do nas maila po umieszczeniu przez nas informacji w internecie o poszukiwaniu wspollokatora. Od razu sie zgodzilysmy byla bardzo mila i sympatyczna. Miala na imie, o ile dobrze zapamietalam: Ameryllis White i byla z Edynburga.
Gdy tylko otworzylam z Chaney drzwi do naszego juz oficjalnie mieszkanie zaczelysmy piszczec z radosci. Wreszcie! Zaczynam zycie studenta!
Nasze mieszkanie bylo dosc duze. 4 sypialnie w tym kazdy mial swoja. Salon polaczony z jadalnia i kuchnia. Wszystko w stylu prowalsalskim. Uznalysmy, ze ten styl najbardziej pasuje do jasnego wnetrza domu i go bardziej ozywia. Wszystko tak ze soba pieknie wspolgralo:

• krzesła z wyginanymi nogami i obiciem
tapicerskim w złote pasy
• aksamitne i jedwabne tkaniny
• ciężkie, malowane belki na suficie,
przechodzace w boazerie
• parkiet
• wzorzyste parawany
• marmury
• tapiserie (gobeliny, arrasy)
• ozdobne porcelanowe talerze na
scianach
• porcelanowe pojemniczki
• kryształowe żyrandole
• zegar szafowy
• srebro standardowe
• hafty na kanwie
• zasłony z kulistymi frędzlami
• szezlong
• kinkiety
Gdy tylko weszlam do swojego pokoju poczulam, ze lzy radosci naplywaja mi do oczu. Byl sliczny. Centralnie na front od drzwi stalo wielkie lozko z kawowa satynowa posciela, sciana miala kremowa tapete w vintage wzory, pozostale sciany byly biale. Drewniana podloga pomalowana delikatnie biala farba idealnie wspolgrala z bialymi szafkami i kremowymi zaslonami ktore splecione w luzny supel mialy zaslaniac poczworne drzwi od balkonu. Wytaralam lzy szybkim gestem reki i zabralam sie za rozpakowywanie rzeczy do garderoby ktora byla w osobnym pomieszceniu zaraz obok lazienki. Postanowilysmy z Chaney i Ameryllis wyjsc wieczorem w miasto i oblac nasze mieszkanie. 
Gdy tylko wyszlam spod prysznica, zrobilam sobie delikatny makijaz, czyli tusz, podklad i delikatny brzoskwiniowy cien. Weszlam do garderoby i wyciagnelam niedawno zakupione ubrania: Czarne rurki, bezowa koszule z kolnierzykiem. Pod zapiety do ostatniego guzika kolnierzyk zalozylam perly do tego bezowe baleriny od Chanel, a wszytko to doprawilam granatowa Antigona od Givenchy'ego. 

Siedzialysmy w jednym z londynskich pubow Horse Pub. Odbieralam wlasnie swojego drinka gdy nagle poczulam, ze ktos na mnie wpadl wylewajac polowe mojego trunku na szczescie na podloge:
- Ojej. Przepraszam bardzo. - zlapala mnie za ramie jakas brunetka - Nic ci nie jest?
- Nie, nic sie nie stalo. - spojrzalam tylko na swoje ubrania by sie upewnic. 
- Jeszcze raz bardzo przepraszam. - zmieszala sie - Odkupie ci drinka. 
- Nie nie trzeba. - usmiechnelam sie do dziewczyny na co ta odwzajemnila usmiech.
- Bardzo podoba mi sie twoja bluzka. Gdzie kupilas? - zagadnela dalej sie usmiechajac.
- W River Island. Na Oxford Street, maja tam obecnie nieziemskie wyprzedarze. - zlapalam ten sam ton co zwykle gdy zaczynalam mowic o ubraniach. Ekscytacja, duma, nutka szalenstwa w glosie. 
- Na pewno zajrze. 
- I ostatnio bylam w Top Shopie, tam tez mieli nowe dostawy. Widzialam tam taki kombinezon... - tu zaczelam juz gestykulowac i pokazywac dziewczynie rozne ksztalty ubran ktore mialam okazje zobaczyc. Nawet nie wiem kiedy, a juz siedzialysmy przy barze rozmawiajac jak dwie przyjaciolki. 
- Jestem Eleanor tak w ogole. 
- Lana. - uscisnelysmy sobie dlonie.
- Pozwol ze odkupie ci drinka. Sumienie bedzie mnie meczyc do konca zycia - zasmiala sie robiac blagalna mine. Nie protestujac juz dluzej zgodzilam sie.
- Lana! - uslyszalam za soba glos swojej przyjaciolki. - Szukam cie po calym pomieszczeniu. 
- Oh wybacz. To jest Eleanor. - przedstawilam sobie dziewczyny. - El chodzi do WLC ale studiuje socjologie. 
- Chaney. Naprawde? - ucieszyla sie moja szatynka - Ja jestem na sztuce. 
- Slyszalam, ze maja tam okropnego kolesia od historii sztuki. - skomentowala Eleanor robiac smieszna mine. 
- Dobrze wiedziec. Zawsze to jakas informacja. - zasmiala sie. 
Gdy tylko odebralysmy swoje drinki przysiadlysmy sie do stoliku przy ktorym siedziala Ameryllis, a Eleanor ktora miala wychodzic, ale traf chcial, ze wpadla na mnie, zostala z nami. 
- Eleanor - Mary, Mary - Eleanor. - przedstawilam sobie dziewczyny, a na dzwiek imienia El, Mary zrobila zaszkowana mine. Nie znzalam dziewczyny prawie wcale wiec pstanowilam po prostu zignorowac jej zachowanie. 
Siedzialysmy tak we cztery, a raczej trzy bo Mary juz ani razu sie nie odezwala, i rozmawialysmy na temat uczelni, Londynu, troche zapoznawalysmy sie ze swoja przeszloscia. Els wydawala sie naprawde swiatna dziewczyna. Byla bardzo madra, inteligentna do tego jeszcze sliczna. Miala dlugie naturalnie krecone brazowe wlosy, zielone usmiechniete oczy, delikatnie opalona karnacje. 
- A ty masz chlopaka? - prowadzilysmy wlasnie konwersacje na tamat naszego ideau mezczyzny.
- Nie. Nie mam. - usmiechnelam sie troche zazenowana na pytanie Eleanor.- Ty?
- Mam. Jestesmy ze soba od 2 lat. - usmiechnela sie do nas, na co Mary wydala dziwny dzwiek zaskoczenia. Znowu postanowilam olac dziwne zachowanie wspollokatorki zganiajac to na jej niesmialosc. 
- A ja mam! - wykrzyknela lekko wstawiona Chaney - Nazywa sie Justin Bieber! - wybuchlysmy wszystkie glosnym nieopanowanym smiechem. 



***


Mam nadzieje, ze sie podoba. (:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz